« z 2 »

Czy otwierając pudełko z zapałkami zadajemy sobie pytanie, ile musi być wykonanych czynności, aby powstał patyczek o grubości 2,2 mm i długości 4,7 cm?
Czy zdajemy sobie sprawę z tego, ile ludzkiego trudu kosztuje wyprodukowanie tych „patyczków”?
My zaś wyciągamy ten patyczek z pudełeczka, pocieramy go o draskę a on … spala się w przeciągu dosłownie kilku sekund, pozostawiając po sobie nic nie znaczący popiół.
Czyżby? Przecież każdy z tych patyczków żyje swoją krótką chwilą.
Bo ogień to też życie.

Pięć dni z życia zapałczarni

Powstanie.
Kiedy w 1881 roku Julius Huch (właściciel dwóch zapałczarni w Niemczech) i Karol Giechlik (kupiec kolonialny z Łodzi), wybudowali w Częstochowie przy ulicy Ogrodowej fabrykę zapałek, to zapewne przez ich głowy nie przeleciała ani jedna taka myśl, że przetrwa ona aż do XXI wieku. A jednak tak się stało.
Produkcję zapałek w tej fabryce rozpoczęto już 1882 roku. Robiono je na początku ręcznie i na bardzo prymitywnych maszynach. Dynamiczny rozwój techniki zapewnij jednak, że dalsza produkcja obywała się już z udziałem maszyn parowych, które w tym czasie były w powszechnym użytku (zobacz film „Ziemia obiecana” A. Wajdy).
W fabryce zapałek pracowały nieraz i całe rodziny, gdyż stanowiła ona dla nich ostoję ich dobrobytu i utrzymania, w czasie, gdy w naszym mieście jak również i w Polsce przelewała się fala nędzy i bezrobocia. Była więc ona dla nich bezcenna. Można się o tym przekonać, śledząc kronikarskie zapisy pochodzące z początku XX wieku. Oto one: krótko po odsprzedaniu Fabryki Zapałek w Częstochowie, a miało to miejsce w 1912 r., firmie rosyjskiej W.A. Łapszyna z Petersburga, zakład w dużej swej części został strawiony przez pożar. O tym fakcie donosiła prasa „Kuriera Codziennego” z dnia 17 czerwca 1913 roku. Tak pisano: „Wczoraj o godz. 11 przed południem, trąbki alarmowe rozniosły po Częstochowie wieść o pożarze. … Jak się okazało, ogień ogarnął jedną z fabryk w najgęściej zabudowanej dzielnicy, bowiem istniejącą od dwudziestu dwóch lat fabrykę zapałek, przy ul. Ogrodowej 40, należącą ostatnio do W.A. Łapszyna, posiadającego niejako monopol na przemysł zapałczany w Cesarstwie i Królestwie Polskim. … Ocalała jednak siarka i fosfor, przechowywane w specjalnych piwnicach oraz magazyny z gotowym towarem. … Straty wyrządzone pożarem wynoszą 150.000 rubli. … Fabryka w której! produkcja dzienna wynosiła 350.00 pudełek, zatrudniała 300 osób – przeważnie kobiet. Na razie pozostały one bez chleba, lecz, jak należy przypuszczać nie na długo, bowiem zawiadomiony telegraficznie o wypadku główny akcjonariusz fabryki Pan Ignacy Sachs, przyjechał niebawem pośpiesznym pociągiem do Częstochowy i jak się dowiadujemy z wiarygodnego źródła, wydał polecenie jak najśpieszniej puszczenia w ruch ocalałych kilku maszyn, celem przyjścia z pomocą robotnikom”.
To tyle zapisków prasowych z tamtych lat. Przebija z nich jednak troska właściciela o ludzi, którzy w wyniku nieszczęścia stracili to, co dla nich było najcenniejsze – zarobek.

Czas wojen.
Ten okres w dziejach fabryki, był czasem zastoju ze zrozumiałych względów. W czasie I wojny światowej, produkcję zapałek kontynuowano z dłuższymi lub krótszymi przerwami. Było to oczywiście podyktowane tym, że siarka i fosfor szły na produkcję prochu i innych materiałów zapalających. W czerwcu (!) 1930 r. fabrykę ponownie dotyka pożar. Zostaje ona jednak na nowo odbudowana jak Feniks z popiołów, przez Spółkę ze Szwecji z zastosowaniem wszelkich ulepszeń technicznych.
Czas II wojny światowej, był przez całe jej trwanie okresem produkcyjnym zakładu. Z jej produkcji korzystali zarówno Polacy jak i okupant. W roku 1945, po wyzwoleniu miasta, na polecenie ówczesnych władz przeszła pod Zarząd Państwowy.
Po wojnie, Częstochowską Fabrykę Zapałek w latach sześćdziesiątych XX w., zaczęto identyfikować z widniejącym na etykietach zapałek „czarnym kotem”, który pozostał gwarantem wysokiej jakości produkcji aż do dnia dzisiejszego. Mówiło się i mówi nadal, że częstochowskie zapałki są najlepsze.

Dzień dzisiejszy.
Kiedy dzisiaj przekraczamy progi fabryki – muzeum, naszą uwagę przykuwa jeden niezaprzeczalny fakt. Z chwilą przekroczenia bramy, czas jakby się cofa. W czym tkwi ów fenomen? W tym, że kształt zewnętrzny i wewnętrzny fabryki, jest dokładnie taki sam jak z lat dwudziestych XX w., kiedy to w ramach reformy Grabskiego, z pożyczek zachodnich zmodernizowano ten zakład, zakupując w Niemczech większość z maszyn, które pracują do dnia dzisiejszego. Na przełomie tych dziesiątek lat, widzimy dzisiaj jak w soczewce, jakie były to trafne decyzje. I może warto się z nich uczyć. Co zmieniło się od tamtego czasu? Niewiele. Budynek zachował dawny kształt, niezmienione pozostały również i hale produkcyjne. Spacerując pomiędzy pracującymi ludźmi, mamy znów przed oczyma te same maszyny, prawie te same metody produkcji (w dzisiejszym procesie technologicznym, zmniejszono jedynie ilość siarki w masie zapałczanej w stosunku do procesu przedwojennego), tych samych jakby ludzi i co najważniejsze … ten sam zapach. Zapach drewna, parafiny, smarów i tych wszelkich innych dodatków a przede wszystkim – zapach historii. Jak powiedział mój kolega – jest tutaj jak z innej bajki. Ta fabryka, jest może jakby i ostatnim zaczarowanym miejscem na mapie Częstochowy gdzie warto powracać. Czy tylko ze względu na jej historię i miejsce? Nie. Ciekawostką jest również fakt, że kilka lat temu fabryką zapałek zainteresowali się przedstawiciele jednego z najbardziej uprzemysłowionych państw, którzy nie mogli uwierzyć, że maszyny które mają kilkadziesiąt lat pracują dalej na produkcji. A jednak jest to możliwe dzięki mechanikom, którzy wkładają w te urządzenia całe swoje serca. Bo to miejsce ma swoją duszę i żyje.

Robiąc ten fotoreportaż, spędziłem w fabryce zapałek 5 dni. Poznałem wielu życzliwych i wspaniałych ludzi, którzy dzielili się ze mną swoimi wiadomościami i nie byli skrępowani obiektywem mojego aparatu – a wręcz przeciwnie – w sposób naturalny pozowali. Dziękuję.
Prześledźmy ich pracę na moich fotografiach.

Tekst i zdjęcia: Zbigniew Burda
(wykorzystano również fragmenty archiwalnych materiałów ze zbiorów zapałczarni)